Prolog
- Łukasz! Wyjdziesz na dwór?! - zawołał mały chłopiec w
stronę okna, znajdującego się na pierwszym piętrze w budynku 3b - Halo!!!
- Łuk...! -zaczął, ale gwałtownie urwał. W oknie, gdzie zazwyczaj
pojawiała się roześmiana twarz bruneta, stanęła starsza kobieta. Można by ją
uznać za matkę Łukasza, gdyby nie siwe włosy zdobiące jej głowę i
przeszywające, pełne nienawiści spojrzenie.
- Czy mógłbyś nie rozgłaszać się pod moim oknem? -zapytała
z nieukrywaną złością staruszka.
- Przepraszam... -powiedział przygaszony chłopiec, kuląc
się pod wpływem jej wzroku - Czy Piotrek mógłby wyjść na dwór?- zapytał, po
chwili zbierając w sobie całą odwagę, jaką tylko miał.
- Nie -powiedziała krótko kobieta – Łukasz ma się uczyć, a
nie szlajać się po dworze...
- Ale nie widziałem go już prawie od tygodnia! -krzyknął
blondyn ze łzami w oczach.
- To nie zobaczysz go i drugiego -stwierdziła staruszka,
zamykając za sobą okno. Wokół znowu zapanowała cisza. Nawet ptaki nie chciały
zakłócać niemej rozpaczy chłopczyka, który ciężkim krokiem odszedł w stronę
swojego domu. Z jego oczu spadały łzy. Przypominały ciężkie krople, które w tym
momencie zaczęły uciekać z ciemnych, kłębiastych chmur, podróżujących po białym
niebie.
Dlaczego ta kobieta była tak ostra i zimna? Chłopiec tego
nie rozumiał. Nie rozumiało tego nawet niebo, łączące się w tamtej chwili z
cierpiącym dzieckiem, świadomym, że właśnie utracił jedynego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy twój komentarz dodaje mi motywacji!
Dziękuję za każdy z nich :)