niedziela, 9 kwietnia 2017

Życiowy kontrast - rozdział 2

Rozdział 2
Jak smutek wpływa na duszę?


Deszcz zaczynał padać coraz mocniej. Dzieci skryły się pod jednym z balkonów mieszczącym się przy placu zabaw, w którym do tej pory przebywały. Zbyt dobrze się bawiły, żeby wracać do domu. Dlaczego rodzice nie mogą zaakceptować ich ciekawości?


*****

Siedziałem ze skrzyżowanymi nogami i patrzyłem w zadumie na telefon Kamila, który leżał teraz przede mną. Co miałem z nim zrobić? Nie zostawiłem go w lokalu z wiadomych względów. Myślałem nawet, żeby zadzwonić do jakiejś osoby, zapisanej w jego książce telefonicznej, ale uznałem to za lekkie naruszenie prywatności. Nawet nie sprawdziłem, czy aparat ma założoną blokadę... Może jednak powinienem zadzwonić...
- Łukasz! Co robisz?! - usłyszałem głos mojej mamy z dołu.
- Uczę się! - odpowiedziałem jej równie głośno. Od śmierci Moniki przez cały czas jestem kontrolowany przez rodzicielkę. Rozmawiamy ze sobą o wiele częściej, niż wcześniej. Czasami jestem nawet skłonny stwierdzić, że stała się moją przyjaciółką. Okazało się, że mamy podobne poglądy na niektóre sprawy, słuchamy tych samych zespołów i tak dalej. Wiem, że to dziwne, ale nie wiedziałem tego wcześniej. O wiele bardziej ceniłem sobie spokój i samotność. Od kiedy matka zaczęła się do mnie częściej odzywać ujrzałem korzyści jakie wynikają z kontaktów międzyludzkich.
W tym roku rozpocząłem naukę w liceum, więc spróbowałem być trochę bardziej otwarty niż zwykle. W porównaniu z gimnazjum moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Okazało się, że ludzie mnie lubią, szybko stałem się przewodniczącym klasy i pozyskałem wielu znajomych, którzy często zapraszają mnie na różne wyjścia. Odkryłem dzięki temu zupełnie nowe plusy wynikające z życia. Nie wiedziałem, że może być ono tak ciekawe. Samo dzisiejsze spotkanie Kamila takie było...
Spojrzałem ze zrezygnowaniem przez okno, obserwując idących, lekko zataczających się nastolatków, trzymających się za dłonie. Dlaczego te białe włosy nie chciały zniknąć? Nie ważne co robiłem, nie mogłem o nim zapomnieć. Jego oczy nie mogły opuścić mojej pamięci. Błękitne, mogłyby się zdawać radosne, słoneczne... tymczasem były one przepełnione szklanym kolorem, z każdą chwilą, kiedy w nie spoglądałem stawały się puste. Przezroczysta powłoka jaka je pokrywała składała się z bólu, samotności i strachu. Najdziwniejszy był jednak fakt, że były one odbiciem mnie samego. Nie wiem, dlaczego odniosłem takie wrażenie. Nie byłem w końcu samotny, a tym bardziej czymś przestraszony.
Nagle leżący przede mną telefon zaczął dzwonić. Po moim pokoju rozległ się głośny dźwięk piosenki Asafa Avidana pt.: "A part of this"


Po krótkiej melodi do moich uszu dobiegły głośne słowa mojej ulubionej piosenki: " It's understood that you don't wanna be a part of this..". Zdziwiło mnie to przez chwilę. Czyżbyśmy mieli podobny gust muzyczny? although you could but you have grown apart from this... 
Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. Dzwoniła jakaś Aśka. Jego dziewczyna? Szybko wziąłem do ręki biały prostokąt i nadusiłem na zieloną słuchawkę. Po krótkiej chwili przyłożyłem ją do ucha.
- Halo... - zacząłem, ale zagłuszył mnie nagły wrzask dziewczyny.
- Ty palancie! Dlaczego do cholery nie odbierasz?! Martwiłam się o ciebie IDIOTO!!!
- Przepraszam, ale z tej strony znalazca telefonu... - zacząłem ze spokojem.
- Co proszę?!!!! -usłyszałem pełen zaskoczenia głos dziewczyny. Był na tyle głośny, że odruchowo odsunąłem komórkę od ucha. Co one jedzą, że są w stanie na tyle głośno krzyczeć?
- Tak w zasadzie byłem z Kamilem w Starbucksie i zostawił go na stole...
- Przepraszam, ale z kim ja w ogóle mam przyjemność rozmawiać?
- Nazywam się Łukasz Rekś.
- Kamil nigdy o tobie nie wspominał...
- Cóż w sumie spotkałem go dopiero dzisiaj...
- Wiesz gdzie on jest? - zapytała nagle dziewczyna.
- Nie. Tak naprawdę, nie znam nawet jego nazwiska, ani miejsca zamieszkania...
W słuchawce zapanowała nagle cisza. Tajemnicza Aśka nie odzywała się w ogóle. Słyszałem tylko jej spanikowany oddech. 
- Halo... Jest tam kto? - zapytałem po dłuższym okresie czasu, uprzednio patrząc na wyświetlacz, czy dziewczyna się nie rozłączyła.
- Jestem - powiedziała słabym głosem.
- Nic ci nie jest?
- Nie... ja po prostu... - zaczęła, ale przerwał jej odgłos dzwonka do drzwi - Przepraszam, ale mógłbyś chwilę zaczekać? Zobaczę tylko kto dzwoni.
- Jasne - powiedziałem do telefonu. Czułem się dziwnie. Nie wiedziałem ani kim jest ta dziewczyna, ani co się stało z Kamilem. Widocznie nie dotarł jeszcze do domu, skoro Aśka się aż tak tym przejęła. Po krótkim czasie usłyszałem po raz kolejny raz w ciągu ostatnich dziesięciu minut podniesiony głos dziewczyny.
- TY CHOLERNY IDIOTO!!! - nie powiem... miała charakterek - WIESZ TY W OGÓLE CO JA TU PRZEŻYŁAM?!!!
- Przepraszam Aś. Musiałem pomyśleć...
- Pamiętaj. Następnym razem sama cię zabiję - powiedziała ciszej - A tak w ogóle twój znajomek ma twój telefon - tutaj chyba chodziło o mnie.
- Jaki znajomek? - zapytał zdziwiony Kamil. 
- Jakiś Reksio, czy coś w tym stylu. 
- Nie znam żadnego Reksia - powiedział chłopak ze śmiechem.
- To w takim razie zaraz poznasz - powiedziała dziewczyna, podając do jego ręki telefon .
- Halo? - usłyszałem jego głos w słuchawce.
- Hej tutaj Łukasz. Cieszę się, że nic ci się nie stało - powiedziałem z lekkim uśmiechem wykrzywiającym mi usta.
- Hej... Skąd masz mój telefon?
- Zostawiłeś na stole...
- Uff dzięki, że go zabrałeś! Nie wiem, co bym bez niego zrobił - usłyszałem jego pełen wdzięczności głos.
- Nie ma sprawy.
- To... dlaczego właściwie awansowałeś na Reksia?
- Chyba przez moje nazwisko - stwierdziłem ze śmiechem.
- Dobra chłopaki pogadacie sobie kiedy indziej! - usłyszałem przytłumiony głos Aśki - Wygadujecie mi darmowe minuty!
- To ja już kończę - powiedziałem ze śmiechem - O której mogę się ciebie spodziewać tam, gdzie wczoraj, żebym mógł oddać ci telefon?
- Siódma-ósma rano? - zapytał białowłosy.
- Stoi, to do jutra - powiedziałem, pieczętując tym samym obietnicę naszego spotkania.
- Pa, dobrej nocy - usłyszałem jeszcze w telefonie, zanim się rozłączył. Zdawał się być teraz o wiele weselszy, niż jeszcze parę godzin temu. To chyba dobrze. Może nie spotka go dzięki niemu taki los jak Monikę? Ciekawe co sprawiło, że polepszył mu się humor? Spotkał kogoś w drodze do domu? A może po prostu musiał uporządkować myśli? W sumie mogła wystarczyć sama czekolada ze Starbucksa... O czym ja w ogóle myślę? Niedawno spotkałem jakiegoś kolesia i jego problemy nie mogą wypaść mi z głowy. Czy ja jestem jakimś jebanym masochistą? W sumie czasami mam wrażenie, że tak jest. Zastanawiam się nad celami różnych osób. Widzę wtedy przed nimi ich ciężką drogę, lubię wyobrażać sobie ich ból, gdyby coś poszło po nie ich myśli. A może to nie masochizm, lecz emocjonalność? Uwielbiam czuć "coś". Czy to strach, napięcie, podniecenie, radość... za każdym razem, kiedy odczuwam jakąkolwiek z tych emocji nasilam ją. To nie tak, że tego chcę... Jak to mówi moja mama: nakręcam się. Kiedy setka myśli jest sto razy potęgowana przez emocję człowiek staje się zagubiony. Przepełniony. Często nie wiem, jak pozbyć się tej cieczy, która zalewa mnie od środka i nie chce przestać mnie dusić. A może to po prostu ataki paniki? Nie mam pojęcia. Czasami jednak to "przekleństwo" daje pewne korzyści. Łatwiej mi zrozumieć inne osoby, zauważyć w jakich stanach się one znajdują. Z tego powodu właśnie obwiniam się aż tak za śmierć siostry. Widziałem jej degradacje. Najgorszy był jednak fakt, że nic nie zrobiłem, by jej zapobiec.
- Łukasz kolacja! - usłyszałem okrzyk mamy z dołu, wyrywający mnie z moich rozmyślań. Podniosłem się niechętnie z łóżka, po czym wyszedłem z pokoju, by po chwili znaleźć się w jadalni, będącej na parterze. Nie lubiłem zbytnio przebywać w tym pomieszczeniu, ponieważ nawet jeśli znajdowali się tu wszyscy domownicy, było puste. Nadal nie jestem pewien, czy wrażenie to powodowało zbyt duża powierzchnia, czy jasne ściany... a może oba? 
Kiedy przekroczyłem próg pomieszczenia mama uśmiechnęła się do mnie, po czym powróciła z powrotem do przed chwilą przerwanych przez siebie czynności. Spojrzałem na kobietę udając, że cieszę się, że ja widzę. Dlaczego udawałem? Odpowiedź jest prosta: ona robiła to samo. Jej uśmiech był sztuczny. Oczy mówiły wszystko. Cały czas tak było... od momentu kiedy... zdarzyła się ta straszna sytuacja. Niby zbliżyliśmy się, ale wyglądało to bardziej jak znalezienie krótkotrwałej przyjaźni na początku roku szkolnego w nowej szkole, by mieć od kogo ewentualnie pozyskać niezbędne nam do przeżycia notatki. Ot co - zwykły surwiwal. 
- Usiądź kochanie, zaraz skończę - powiedziała mama, kładąc na talerz uszykowane przez siebie kanapki. Posłusznie wykonałem jej prośbę, uprzednio pytając czy jej nie pomóc. Odmówiła, więc usiadłem na miejscu. Krzesło naprzeciwko mnie zajmował ojciec pogrążony w czytanej przez siebie gazecie. Podniósł wzrok, kiedy mignąłem mu na chwilę przed oczami, po czym z powrotem wrócił do przerwanej mu przeze mnie czynności. Bardzo odsunął się on ode mnie od czasu śmierci Moniki. I choć żałowałem utraty dobrego kontaktu, jaki kiedyś mieliśmy ze sobą, byłem dumny z niego. Przynajmniej on jeden nie udawał, że wszystko jest jak dawniej. Ceniłem to w nim - szczerość. Niby tak prosta cecha, a tyle ludzi ma z nią problem.
- Co ciekawego piszą? - zapytała matka, siadając koło ojca, uprzednio kładąc dwa talerze wypakowane po brzegi kolorowe kanapki. Zlustrowałem szybko oba naczynia w poszukiwaniu mojej ulubionej kombinacji: sałata-ser-pomidor. Gdy tylko ją dostrzegłem, na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Mama zawsze wiedziała co jest najlepsze.
- Ten kraj schodzi na psy - mruknął pod nosem, podstawiając jej pod nos gazetę z wielkim zdjęciem jakiegoś blondyna na okładce - Znasz tego gościa? Jest dość popularny w telewizji.
- Kojarzę...
- Wygląda na to, że kolejny gej zagościł w tym biednym kraju.
- To obrzydliwe - powiedziała zdegustowana matka, biorąc kanapkę z talerza i odgryzając z niej mały kęs - A tak go lubiłam... Wydawał się taki niepozorny...
- Otóż to - powiedział zrezygnowany ojciec - Ci ludzie za bardzo zaczynają się rozbestwiać w tym świecie. Najpierw jacyś cholerni emigranci, czarnuchy bez żadnego pomysłu na życie, tchórze bez krzty dumy próbują przedostać się do naszego kraju i oczekują od niego pomocy, tylko po to, żeby potem może i wysadzić nasz pałac kultury.
- I jeszcze się z tym tak afiszują - stwierdziła moja mama, odkładając kanapkę na swój talerz - Przecież to jest obrzydliwe. Jak tak można... to jest nienaturalne, czy ci ludzie tego nie widzą? Powinni wszystkich pozamykać w więzieniach za takie herezje, które głoszą. Może wtedy odechciałoby im się robienia t a k i c h rzeczy. 
- Niestety to nie czasy po II Wojny Światowej, kiedy to wsadzano do więzienia takich odmieńców - powiedziałem, przeżuwając ze spokojem kanapkę i patrząc z uwagą na gazetę leżącą na stole. Artykuł na który zwrócił uwagę mój ojciec mienił się tytułem: "Kolejny coming out w świecie show biznesu! Słynny projektant wyjawia swoją tajemnicę zdjęciem opublikowanym na portalu społecznościowym!". Nagle odechciało mi się jeść. Takich rzeczy powinno się po prostu zakazać. Rozumiem, że świat jest znany z dziwnych ludzi, ale ten rodzaj odmienności zwyczajnie mnie obrzydzał. W ogóle jako mężczyzna nie jestem w stanie zrozumieć jak można uprawiać seks z innym facetem, to jest po prostu... poniżające.  
- Jak dobrze, że mamy normalnego synka, prawda? - stwierdziła moja mama, czochrając mi włosy, na co zareagowałem szybkim odsunięciem głowy. 
- Tak. Jestem dumny z ciebie. Dobrze się uczysz, jesteś komunikatywny i posiadasz interesujące zainteresowania. Zdecydowanie dobrze cię wychowaliśmy - powiedział ojciec, patrząc mi prosto w oczy, na co odpowiedziałem lekkim uśmiechem. Nie często słyszę takie rzeczy.
- Dzięki za kolację. Pójdę się już uczyć. Mam jeszcze trochę informacji do przyswojenia - stwierdziłem, odsuwając krzesło i zanosząc talerz i szklankę po herbacie do zmywania. 
Przez krótka chwilę zacząłem zastanawiać się nad sobą. Czy faktycznie byłem takim idealnym synem, jak twierdził mój ojciec? Niby nie miałem nigdy żadnych odchyłów od normalności szeroko rozumianej przez społeczeństwo, jako zło konieczne konieczność. Miałem dobre oceny, ambitny cel w życiu oraz szeroko otwarte na świat oczy. Czy to mi w przyszłości wystarczy? Czy mógłbym dzięki temu stać się porządnym człowiekiem? Pragnąłbym tego z całego serca. Tak bardzo chciałbym kiedyś coś osiągnąć... Choć przez chwilę być ważnym. Nie tak jak teraz, kiedy zmarła moja siostra i rodzice nagle zauważyli moje istnienie. Nie o to chodzi. Skoro już mnie dostrzegli, to czy nie mogliby stać się kimś kto mnie doceni? Tak zdecydowanie mam jakiś kompleks niższości.
Kiedy z powrotem znalazłem się  w swojej sypialni, usłyszałem znajomą mi piosenkę. Zerknąłem na łóżko, na którym pozostawiłem telefon Kamila. Na wyświetlaczu jawił się drukowany napis: MORDERCZYNI. Zastanowiłem się przez krótką chwilę nad sensem tej nazwy. Kto to mógł być? Jakaś znajoma białowłosego, której ten niezbyt lubił? Ba raczej nienawidził. Czyżby się nad nim znęcała? 
Po chwili wyświetlacz zgasł pozostawiając mnie z powrotem w kompletnej ciemności. 
Coś wewnątrz mnie szepnęło, że dobrze  zrobiłem nie odbierając tego telefonu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy twój komentarz dodaje mi motywacji!
Dziękuję za każdy z nich :)