niedziela, 30 kwietnia 2017

Życiowy kontrast - rozdział 4

Rozdział 4

Czy zasady są aż tak ważne?

Deszcz zaczął padać coraz mocniej. Po krótkiej chwili dołączyły do niego błyskawice, rozświetlając ciemne, ponure niebo. Dzieci zaczęły kulić się ze strachu w swojej małej kryjówce. Wiedziały, że nie powinno ich tu być. W końcu było na tyle późno, że ich obowiązkiem był  powrót do domów, w których czekali ich rodzice. Zbyt jednak obawiały się konsekwencji, by zdobyć się na podobny czyn. I choć zaczęło być im przeraźliwie zimno, wewnątrz żarzył się malutki płomyk, zwiastujący ogromną radość z ich ponownego spotkania. To dodawało im ciepła.

******

Szybko podbiegłem do chłopaka osuwającego się na ziemię, by chwycić go pod pachy od tyłu. Chciałem w ten sposób zminimalizować skutki możliwie niefortunnego uderzenia. Mógłby w końcu roztrzaskać sobie głowę o podłogę, która nawiasem mówiąc była niesamowicie twarda (mój tyłek skutecznie się o tym przekonał).
- Idźcie po pielęgniarkę! - zwróciłem się do grupy nastolatków, która zaczęła nas otaczać.
- Hej żyjesz? -zapytałem głośniej, lekko klepiąc Kamila po policzku. Kiedy zauważyłem, że jest jako tako przytomny, zacząłem zdejmować z niego bluzę. Chłopak był niesamowicie ciepły. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, jego oddech przyśpieszył. To nie mogła być gorączka. Rano zachowywał się normalnie, poza tym nie miałby apetytu, a przecież jedliśmy pączki. Kiedy zdjąłem już z niego ubranie, przewiązałem je wokół jego plecaka, żeby się nie zapodziało w tłumie. 
- Łukasz? - zapytał nieogarniający rzeczywistości chłopak.
- Hm? 
- Dlaczego leżę na twoich kolanach?
- Dobre pytanie - powiedziałem, parskając śmiechem - Ma ktoś z was wodę? -zapytałem, znowu zwracając się do otaczających nas ludzi. Jakaś dziewczyna, sięgnęła do swojego plecaka, po czym podała mi małą butelkę wody mineralnej - Mogę mu dać ją do picia? -zapytałem, a ona kiwnęła potakująco głową. Wolałem pytać o takie rzeczy. W końcu nie każdy lubi pić po kimś, albo tracić od tak dwieście pięćdziesiąt mililitrów czystej źródlanki.
- Masz i pij głupku - powiedziałem podkładając mu pod twarz wodą, którą przyjął z całkiem dużym entuzjazmem.
W tym momencie po korytarzu rozległy się głośne dźwięki szybko uderzających od parkietu obcasów. Po chwili moim oczom ukazała się niska, jasnowłosa kobieta, po trzydziestce. Zaraz za nią biegł chłopak w zielonej bluzie, który poszedł po pomoc.
- Co się stało? - zapytała zdumiona, kiedy ujrzała chłopaka siedzącego na zimnej podłodze i powoli pijącego wodę.
- Zemdlał - powiedziała jakaś dziewczyna z tyłu, wywołując tym samym mały zgiełk wśród gapiów, wymieniających po między sobą informacje.
- Pomożesz mi go zaprowadzić do gabinetu? - zapytała mnie kobieta i nie czekając na odpowiedź podeszła do Kamila i powiedziała lekko - Chodź, posiedzisz sobie trochę u mnie, może się lepiej poczujesz. W razie czego zadzwonię po twoich rodziców, będziesz mógł wtedy iść do domu...
- Nie trzeba! Mogę iść na lekcje- powiedział nagle chłopak, wstając szybko z podłogi, jak gdyby chcąc udowodnić w ten sposób, że nic mu nie jest - Czuję się całkiem dobrze... - zaczął, a po chwili znowu się zatoczył. Gdyby nie fakt, że stałem tuż koło niego i złapałem go za ramię w chwili, kiedy jego błędnik szalał, pewnie znowu leżałby na ziemi.
- Tak. Właśnie widzę - powiedziała, z lekkim śmiechem jasnowłosa.
Bez dalszych sprzeciwów chłopak pozwolił się zaprowadzić do pokoju pielęgniarki. Pomieszczenie nie było zbyt duże. W jego skład wchodziło głównie łóżko (a raczej leżanka), biurko z krzesłem, mała biblioteczka i bardzo miękki dywan. Skąd wiem, że taki był skoro miałem na stopach buty? Uwierzcie mi. Takie rzeczy wyczuwa się instynktownie. Po drodze do owego pomieszczenia pielęgniarka zadała Kamilowi szereg pytań dotyczących jego odżywiania, możliwych chorób, czy też długości snu. Wyglądało to mniej więcej tak:
- Jadłeś śniadanie?
- Tak.
- Spałeś w nocy?
- Tak.
- Jesteś na coś chory?
- Nie.
- Bierzesz jakieś leki?
- Nie.
Proste pytania i tak samo łatwe odpowiedzi. Nie chciałem wnikać w metody higienistki, ale na jej miejscu pytałbym bardziej szczegółowo o dolegliwości swojego pacjenta. Tym bardziej, że wygląd Kamila znacząco się różnił, od wynikających z jego odpowiedzi informacji. Miał zapadnięte policzki, podkrążone oczy z widocznymi, wystającymi żyłkami; oddychał ciężko, chodził jakby miał problemy z utrzymaniem równowagi. Wszystko to wskazywało na zarwanie przez niego nocki, albo dwóch. Tylko jeden objaw jego stanu nie dawał mi spokoju, a mianowicie trzęsące się dłonie. Nie wiem, czy mógłby być to skutek tego, że chłopak przed chwilą zasłabł. Równie dobrze mogła być to oznaka nieprzespanej nocy, czy niezdiagnozowanej choroby. Nie to jednak było najgorsze. Co jeśli miało to związek z wydarzeniem, które odbyło się wczoraj? A jeśli było to spowodowane jego stanem emocjonalnym? Czy białowłosy ma jakieś problemy? Dlaczego chciał się wczoraj zabić?
Właśnie. Dlaczego? Pytanie to chodzi mi po głowie, zaczyna biec i nie może nigdy dotrzeć do mety, zwanej wyjaśnieniem. Martwię się, że z powodu mojej ignorancji w tym temacie może dojść do tragedii. Nie mogę dopuścić do powtórki wydarzeń związanych z moją siostrą. Wiem jak to boli. Utrata kogoś bliskiego, nigdy nie powinna być skutkiem czyichś wyrzutów sumienia. Dlaczego? Bo to zabija. Myślenie a co byłoby gdyby jest najgorszą rzeczą, jaka spotkała mnie na tym świecie. Analizowanie, wykluczanie, szukanie innych rozwiązań. Uczą nas tego wszystkiego od najmłodszych lat, tylko po to, by umiejętności te przeszkadzały nam w byciu szczęśliwym, kiedy staniemy się już dorośli. Ponoć darem jest fakt, iż ludzie posiadają wolną wolę, rozum, indywidualną cząstkę siebie, które pozwala nam identyfikować się ze samym sobą, a w szczególności z naszym poczuciem sprawiedliwości. Nasze sumienie dyktuje nam wszystkie kroki, które powinniśmy wykonać. Pomaga nam w podejmowaniu decyzji, mimo tego prawie nigdy się go nie słuchamy. Uciszamy je, stajemy się obojętnymi robotami, nieczułymi na problemy innych ludzi. Czyż nie jest to zbyt częste? Głód, ubóstwo, niewolnicza praca. Wszystko to prowadzi do śmierci ludzi, wcześniej traktowani jak bydło, które prędzej, czy później trzeba uśmiercić, gdyż może przenieść niepożądaną zarazę. Któż mógłby sądzić, że nasza, globalna sytuacja może ulec zmianie, skoro obawiamy się wyciągnąć rękę ku nieznajomym ludziom? Boimy się, że jak raz odsłonimy naszą dobrą stronę, będą chcieli od nas więcej i więcej, i więcej...
Nie jest to jednak nic dziwnego. Ta jedna osoba, która okaże komuś dobroć, może być jedyną pozytywną postacią w życiu takiego człowieka. Co może on zrobić innego by przetrwać? Chce walczyć, dlatego nie może odpuścić sobie ostatniej nadziei jaka mu pozostała.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał mnie Kamil, kiedy wpatrywałem się przez dłuższą chwilę, w jeden punkt.
- Ta... Zamyśliłem się - mruknąłem, pomagając mu usiąść na łóżku.
- Możesz już iść do klasy - powiedziała higienistka - Poradzimy sobie jakoś.
- Dobrze - przytaknąłem, odwracając się w kierunku drzwi. Przed odejściem od łóżka powstrzymała mnie jednak ręka białowłosego.
- Dzięki za pomoc - powiedział ze słabym uśmiechem.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałem mu z trochę weselszym grymasem. Nie wiem dlaczego, ale moje serce dziwnie zabiło, kiedy moja dłoń otarła się o skórę Kamila. Może to z powodu okazanej przez niego wdzięczności?
- Chyba jednak zadzwonię po twoich rodziców - mruknęła ni z tego, ni z owego pielęgniarka, patrząc na chłopaka - Wyglądasz jakbyś nie spał od kilku dni.
- Naprawdę nie trzeba, czuję się dobrze. Poza tym i tak nie będzie miał mnie kto odebrać. Mama cały dzień jest w pracy, a ojciec mieszka w innym mieście, więc...
- Ja mogę go odprowadzić - zaoferowałem się ku zdziwieniu wszystkich obecnych w tym mnie samego.
- Nie wiem, czy jest to dobry pomysł - powiedziała kobieta, po czy zwróciła się z powrotem do chłopaka siedzącego teraz na łóżku - Nie może ciebie odebrać jakaś ciocia, babcia, czy znajoma twojej mamy?
- Mieszkam w Pobiedziskach, więc wątpię, żeby ktokolwiek kłopotał się na tyle, by po mnie przyjechać -odparł szczerze.
- Hm... Mimo wszystko zadzwonię do twojej mamy. Podasz mi numer? - zapytała z lekkim uśmiechem, podchodząc do chłopaka i patrząc na niego uważnie - Zbladłeś - zauważyła ze zmartwieniem - Dobrze się czujesz?
- Tak, a jeśli chodzi o numer... Zgubiłem ostatnio telefon i nie pamiętam go zbyt dobrze, więc nie mogę go pani podać - skłamał chłopak. Zdziwiony spojrzałem na niego, na co on odpowiedział mi wzrokiem błagającym o nie zdradzenie jego sytuacji.
- Zaczekaj w takim razie, pójdę do twojej wychowawczyni i poproszę ją o numer. Martwi mnie twój wygląd... Możesz zostać z nim przez pięć minut? - zapytała mnie, nadal stojącego w drzwiach.
- Jasne - odpowiedziałem, potakując głową.
- Dziękuję! - powiedziała uradowana - Gdyby znowu zasłabł, albo coś by się mu stało przyjdź szybko po mnie. Wygląda tak słabo, jakby miał się zaraz zamienić w ducha - uwaga ta lekko poprawiła humor białowłosego, dzięki czemu kobieta wyszła trochę spokojniejsza niż chwilę temu. Nie byłem pewien, czy jestem najlepszym materiałem na chwilową opiekunkę, ale z pewnością bardzo chciałem w tamtej chwili porozmawiać z białowłosym.
- Dlaczego ją okłamałeś? - zapytałem, kiedy usłyszeliśmy odgłos zamykanych drzwi.
- Miałem swoje powody - odpowiedział, unikając mojego spojrzenia.
- Jakie?
- Chyba nie musisz tego wiedzieć, nie sądzisz? - powiedział trochę ostrzej.
- Chyba jednak muszę, skoro również ją okłamałem.
- Biedactwo... czyżby twoje sumienie zbytnio ucierpiało? - zapytał z ironią.
- Dzięki, że pytasz ale póki co nic mu nie jest - odgryzłem się - Za to twoje musi wołać o pomoc, skoro potrafisz bez mrugnięcia okiem skłamać prosto w oczy osobie, która próbuje ci pomóc.
Zapanowała cisza, po której chłopak podniósł lekko głowę i zerknął na mnie ze zrezygnowaniem.
- Ona nie próbuje - powiedział słabo, opierając się o ścianę. Spojrzałem na niego pytająco - To jej praca i obowiązek. Gdyby naprawdę chciała mi pomóc nie wystarczałyby jej moje pół-odpowiedzi.
- Jesteś śmieszny, przecież... - zacząłem, ale przed wypowiedzeniem dalszych słów powstrzymała mnie mina chłopaka. Smutek, jaki w nią wniknął, sprawił, że moje serce się załamało. Wyglądał jak Monika w dniu jej śmierci- Hej, wszystko dobrze? - zapytałem, siadając przy nim i kładąc swoją rękę na jego ramieniu. 
- Szczerze? - zapytał, patrząc mi w oczy - Nic nie jest dobrze i nigdy nie będzie. Tak bardzo żałuję, że wczoraj ja nie.... - wyszeptał, łamiącym się głosem.
- Hej już dobrze. Pomogę ci, tylko musisz powiedzieć mi co się dzieje - mruknąłem, spoglądając mu w oczy.
- Nie pomożesz. Nikt nie może mi pomóc.
- Wiesz, że moja siostra też tak mówiła? - zapytałem z lekkim uśmiechem - Nawet nie spróbowała mi niczego wyjaśnić. Z góry założyła, że jej problemy są zbyt duże, żeby wtajemniczać w nie tak szarego człowieka, jakim jestem.
- Dlaczego miałbyś mi pomagać? - zapytał znienacka białowłosy - Znasz mnie od wczoraj.
- Mówiłem ci - powiedziałem, wpatrując się prosto w jego oczy - To co spotkało moją siostrę... Nie powinno się wydarzyć komukolwiek innemu.
Poczułem chłodny wiatr na karku, który wtargnął nagle do pomieszczenie przez uchylone okno. Zadrżałem. Nie lubiłem zimna. Zbytnio przypominało mi o dzieciństwie. Dlaczego w zasadzie kojarzyło mi się ono z chłodem...?
- Spałem dzisiaj tylko przez pół godziny i to na dodatek w pociągu, za to w ciągu ostatniego tygodnia w ogóle nie zmrużyłem oka - wyznał cicho chłopak.
- Dlaczego? - zapytałem ze zdziwieniem.
- Boję się spać - wyszeptał - Kiedy śpię, przypominam sobie o przeszłości, która nie była zbyt kolorowa. Śnią mi się okropne rzeczy, a ja... - wyszeptał - nie mogę nic z nimi zrobić. 
- Byłeś u lekarza? - zapytałem - Może przepisałby ci jakieś leki na bezsenność - zaproponowałem, co skwitował parsknięciem.
- Nie rozumiesz. Moje życie to jeden wielki, cholerny koszmar. Ja... chyba nie powinieneś się w to zagłębiać. Przepraszam.... możesz zapomnieć o wszystkim, co ci przed chwilą powiedziałem?
- Po pierwsze za co przepraszasz, a po drugie, przecież nic mi do cholery jeszcze nie powiedziałeś! - krzyknąłem, na co chłopak się skulił. Bał się. Dlaczego? Przecież nic mu nie...
- Nie mogę o tym mówić - wyszeptał, obejmując nogi rękoma. Było mu zimno, podobnie jak i zresztą mnie. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, zamykając je. W pomieszczeniu zrobiło się ciszej niż jeszcze chwilę temu, kiedy docierały do niego odgłosy ulicy. Podszedłem do krzesła, na którym leżała bluza chłopaka i podałem mu ją.
- Dzięki - mruknął, zakładając ją na siebie. 
- Powinieneś mieć osobę, której możesz opowiedzieć o swoich problemach - powiedziałem, nie mogąc pogodzić się z faktem, że nie mogę mu pomóc.
- Mam. Dziewczyna z którą wczoraj rozmawiałeś... Ona... bardzo mi pomaga - powiedział, zapinając się pod samą szyje.
- Na tyle, że wczoraj chciałeś wskoczyć pod pociąg? - zapytałem, na co on zareagował ze smutkiem.
- To nie była jej wina... Proszę nie mów jej o tym.
- Ha! A więc nic nie wie! Jak ci ma więc pomóc? - zapytałem rozdrażniony. Chłopak siedział w ciszy ze spuszczoną głową. Wyglądał na zrezygnowanego i kompletnie wyzutego z emocji. Stałem tak przed nim koło ośmiu minut, po czym usiadłem przy nim na łóżku.
- Przepraszam, nie powinienem był ciebie pouczać - powiedziałem, opierając się koło niego przy ścianie.
- Nie ma sprawy, w końcu próbujesz mi pomóc - mruknął, na co oboje parsknęliśmy śmiechem. Znowu zapanowała cisza. Tym razem była ona jednak bardziej znośna, niż ta przed chwilą. Dzięki niej odprężyłem się trochę i dałem odpłynąć swoim myślą. 
Choć sytuacja Kamila nadal niesamowicie mnie interesowała, nie chciałem naciskać. Wiedziałem, że nic mi nie powie. Jakaś wewnętrzna siła nakazała mi jednak bycie przy nim. Kto wie? Może ponownie uda mi się zapobiec jego próbom samobójczym? Nie byłem pewien dlaczego, ale mój rozum podpowiadał mi, że może do nich dojść. Ku mojemu zdziwieniu nie to jednak stanowiło ostateczny powód, dla którego nie chciałem przestać kontaktów z chłopakiem. W jakiś sposób zainteresował mnie. Nie wiem czy było to spowodowane tym, że prawie nic o nim nie wiedziałem, czy jego specyficznym spojrzeniem na świat i ugrzecznieniem. Coś nakazało mi zdarcie jego wątłej postawy. Pragnąłem by nie był on w stosunku do innych ludzi tak niepewny, jak podczas naszego pierwszego spotkania.
Nagle poczułem na swoim karku jakiś ciepły oddech. Znieruchomiałem, a po moich plecach przeszły dreszcze. Odcinek uszy-szyja-kręgosłup stanowił mój najczulszy punkt. Jeśli tylko ktokolwiek dotknął mnie w tamtych okolicach, automatycznie lądowałem na podłodze, z powodu dziwnego uczucia jakie mnie wtedy ogarniało. Możecie więc sobie wyobrazić jak dużym szokiem było ciepłe powietrze zmieszane razem z łaskoczącymi włosami Kamila.
Pomimo niedogodności jakie mi zafundował postanowiłem się nie ruszać. W końcu prawie nie spał w ostatnim tygodniu. Należała mu się chwila odpoczynku. Gdybym ja przez tak długi okres czasu nie zmrużył oka, pewnie czułbym się fatalnie...
Boże... co to za dziwne uczucie? Moje ciało stało się dziwnie spięte, po kręgosłupie przechodził mi miły prąd, serce zaczynało nieregularnie bić. Mój oddech przyśpieszył. Mimo woli zacząłem poruszać mięśniami raz to kurcząc je, tylko po to żeby ponownie je rozkurczyć. Niedługo musiałem czekać, żeby moje spodnie zrobiły się trochę przyciasne.
O co do cholery chodzi?, pomyślałem panikując, Dlaczego jestem taki pobudzony? To nie jest normalne, przecież ja tylko siedzę koło... CO?! Cholery to nie prawda! Nie jestem żadnym gejem do kurwy nędzy!!! To w takim razie dlaczego... nie... niemożliwe! To pewnie dlatego, że dawno czegoś nie oglądałem, ja... Nie mogłem zrozumieć, dlaczego moje ciało tak zareagowało. Postanowiłem więc uspokoić się. Wziąłem głęboki oddech i powoli wypuściłem powietrze z płuc. Na niewiele się to zdało, ponieważ chłopak używał zaskakująco ładnych perfum, które dziwnie zaczęły działać na mój rozgorączkowany umysł. Krótko mówiąc moje działania niezbyt pomogły, a uściślając powiększyły tylko mój dolny problem. Nie chciałem nawet myśleć co by było gdyby w tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka. Ciekawe jaki widok by zobaczyła? Chłopaka z górką w dziwnym miejscu?
- O cholera - szepnąłem, po czym szybko dotknąłem swoich policzków. Cudownie kurwa! Rumienię się jak jakaś panienka! O co chodzi do diabła?!
Nagle Kamil poruszył się lekko, łaskocząc mnie tym samym jeszcze dotkliwej. O nie, nie, nie. Nie wytrzymam, jak Boga kocham, nie dam rady... w tym momencie ogarnął mnie niezrozumiały strach. Bałem się reakcji innych, ale najbardziej martwiłem się o samego siebie. Dlaczego tak reaguję? Jestem chory? A może to normalne?
Wstrzymałem szybko oddech i postanowiłem pomyśleć o czymś innym. W poszukiwaniu odwrócenia mojej uwagi, zacząłem spoglądać przez okno. Moją inspiracją okazały się samochody przejeżdżające wzdłuż szaroburej ulicy. Niektóre pędziły z zawrotną prędkością, inne natomiast wolały trzymać się przepisów drogowych. 
I słusznie, może dzięki temu będzie mniej wypadków na drogach? Niektórzy ludzie w ogóle nie myślą, ich świat opiera się tylko na zajęciu przez coś mózgu, żeby powstrzymać otaczającą ich nudę i nadać życiu sensu. Tak naprawdę w większości przypadków było ono tak bezwartościowe i puste, że nikt tak naprawdę nie wiedział dlaczego robi to co robi. Czy ja sam i moje działania też takie są? Pewnie tak... tracę czas na tak nieistotne rzeczy... dlaczego więc moja egzystencja miałaby w jakikolwiek sposób pomóc innym? Jak moje nazwisko mogłoby zostać zapamiętane? 
Z takimi myślami zamknąłem oczy, a krótko po tym zasnąłem. Wczoraj nie spałem zbyt długo... Szkoła wypompowała ze mnie wszelką energię. Wiecie jednak co jest najbardziej zaskakujące? Siedząc z Kamilem, nie myślałem w ogóle o własnych obowiązkach takich jak uczęszczanie w lekcjach, czy myśleniu o wykorzystaniu wolnego czasu na naukę. Byłem zbyt zaabsorbowany chłopakiem, żeby myśleć o samym sobie i konsekwencjach, które z pewnością będą mnie czekały za sen podczas lekcji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy twój komentarz dodaje mi motywacji!
Dziękuję za każdy z nich :)